Wyjeżdżamy z Somy o poranku przy akompaniamencie kolejnej tropikalnej burzy.
Przed nami kolejne tysiące kilometrów, ale teraz będzie już łatwiej bo wracamy do domu, chociaż nieco okrężną drogą.
Na początek jedziemy znów przez Senegal
Tym razem przekraczamy granicę między Senegalem i Mauretanią w Rosso korzystając z promu i pomocy słono opłacanego przewodnika.
W Mauretanii znów cieszymy się jak dzieci z piaskownicy
I szukamy choć odrobiny cienia, czasem nawet przez 40-60 km
W Akfenirze tym razem śpimy "u Paula włocha" gdzie jemy pyszny obiad, zastanawiając się jaki będzie za niego rachunek.
Motel/hotel położony jest nad samym oceanem.
Polecamy wszystkim którzy tam jadą, rachunek był całkiem znośny.
Następnego dnia mkniemy przez Saharę Zachodnią pożywiając się wielbłądzim mięsem...
Po drodze do Marakeszu odwiedzamy tzw "mały Marakesz" gdzie motorami jeździmy wąskimi uliczkami medyny
Aż w końcu dojeżdżamy do Marakeszu
Tam poznajemy Osamę, który jak przystało na motocyklistę znalazł nam świetny tani nocleg i przede wszystkim pokazał nam Marakesz nocą...
Nie obyło się oczywiście bez sytej kolacyjki
O 5 rano wybrałem się jeszcze na spacer po uliczkach medyny
Kolejnego dnia pędziliśmy w kierunku Ceuty
Ale na nocleg zatrzymaliśmy się jeszcze w górskim mieście Chefchaouen gdzie podziwiałem jedyną w swoim rodzaju niebieską medynę, a Seweryn i Ewelina uczyli się arabskiego
A następnego dnia w Ceucie kupiliśmy bilety na prom i... wracamy na stary kontynent...
Żeby jednak nie było zbyt prosto, zamiast do domu to pojechaliśmy do Portugalii
Spaliśmy na najbardziej na zachód wysuniętym przylądku Europy Capo de Roca
To była niedziela, dzień finału mistrzostw świata. wieczorem Hiszpania miała grać z Holandią.
Postanowiliśmy więc finał obejrzeć z Hiszpanami.
Dotarliśmy do San Sebastian i tam w małym barze obejrzeliśmy mecz.
Po kryjomu kibicowaliśmy drużynie holenderskiej.
Następnego dnia, w deszczu brnęliśmy przez Francję, aż do Szwajcarii.
Spaliśmy pod Zurichem.
Tam też zaliczyłem ostatnią parkingową glebę, łamiąc lewy podnóżek.
I w końcu ostatni dzień wyprawy.
Jechaliśmy najpierw przez Szwajcarię, ostatnia relacja do radia wypadła z Niemiec, później tylko Czechy i polski Cieszyn gdzie czekali na nas przyjaciele i rodzina.
Uczestnicy: Marcin Haladyn, Seweryn Drożdż, Ewelina Drożdż, Sławomir Łyczko, Agnieszka Łyczko
Relacja część 7 - Marcin
Po przepłynięciu rzeki Gambia pędzimy szutrową drogą w kierunku Somy gdzie czeka na nas bezpieczne schronienie w katolickiej misji w której pracuje siostra Elżbieta.
Docieramy tam już bardzo wycieńczeni. ale kiedy w końcu osiągamy cel czujemy się jak zwycięzcy, tym bardziej, że w perspektywie mam porządny posiłek i odpoczynek...
Tam też możemy zobaczyć efekty pracy misjonarzy.
Odpocząć nad rzeką
I poczuć prawdziwą egzotykę...
A dookoła nas intrygujące kobiety (żona do kupienia za jedyne 350 dolarów)
Odpoczywamy też nad oceanem , bacznie obserwowani przez sępy...
W drodze powrotnej ze stolicy Gambii Banjulu trafiamy na kolejną tropikalną burzę..
Korzystając z przypływu płyniemy oglądać rozlewiska rzeki Gambia
Cały czas jesteśmy pod wrażeniem trans gambian highway bo jak się okazuje są na świecie autostrady gorsze od naszych
W Bujamy poznajemy dziewczyny uczące się w misji
Nie zapominamy też o motocyklach....
W końcu po 3 dniach w Gambii nadchodzi czas wyjazdu
Ale wcześniej jeszcze uroczysta kolacja/grill przygotowane przez Gambijczyków i piękne Gambijki... jemy między innymi dziką świnię:)
A przed nami droga powrotna do domu...
Docieramy tam już bardzo wycieńczeni. ale kiedy w końcu osiągamy cel czujemy się jak zwycięzcy, tym bardziej, że w perspektywie mam porządny posiłek i odpoczynek...
Tam też możemy zobaczyć efekty pracy misjonarzy.
Odpocząć nad rzeką
I poczuć prawdziwą egzotykę...
A dookoła nas intrygujące kobiety (żona do kupienia za jedyne 350 dolarów)
Odpoczywamy też nad oceanem , bacznie obserwowani przez sępy...
W drodze powrotnej ze stolicy Gambii Banjulu trafiamy na kolejną tropikalną burzę..
Korzystając z przypływu płyniemy oglądać rozlewiska rzeki Gambia
Cały czas jesteśmy pod wrażeniem trans gambian highway bo jak się okazuje są na świecie autostrady gorsze od naszych
W Bujamy poznajemy dziewczyny uczące się w misji
Nie zapominamy też o motocyklach....
W końcu po 3 dniach w Gambii nadchodzi czas wyjazdu
Ale wcześniej jeszcze uroczysta kolacja/grill przygotowane przez Gambijczyków i piękne Gambijki... jemy między innymi dziką świnię:)
A przed nami droga powrotna do domu...
Subskrybuj:
Posty (Atom)