Relacja część 5 - Marcin

Spaliśmy w Auberg Sahara i jak to mieliśmy w zwyczaju, wcześnie rano opuściliśmy bezpieczne schronienie udając się w kierunku Senegalu.

Postanowiliśmy ominąć przejście graniczne w Rosso i pojechać przez Diamę.
Żeby tam jednak dotrzeć czekał nas 40 km off road, pod warunkiem, że skręcilibyśmy w dobrą drogę...

Popełniliśmy jednak błąd i z 40 km zrobiło się 80 w potwornym słońcu, bez możliwości zatrzymania się w cieniu.

Nie będę się rozpisywał, może kiedyś w większym dzienniku.
W skrócie: Seweryn zderza się z krową, ja tracę przytomność z przegrzania i odwodnienia.
Trafiamy na nieuczciwych żandarmów.

Finalnie trafiamy do hotelu w Saint Louis (już w Senegalu żeby wylizać rany)

Po pół dniowym odpoczynku wyruszamy przez cały Senegal w kierunku Gambii.

Im dalej na południe, tym bardziej zielono.

A ludzie coraz przyjaźniej nastawieni

Oszałamiają nas kolorowe stroje kobiet, chaty z trzciny i słomy i wilgotność powietrza...

Takiej właśnie Afryki pragnąłem

W końcu docieramy do półmetka naszej podróży, przekraczamy granicę Senegalską i wjeżdżamy do Gambii.
Jeszcze tylko przeprawa promowa.
W oczekiwaniu na prom poznaję Ami i jej córeczkę Aichę.
Podobają im się zdjęcia mojego synka, a ja rozmawiając z nimi czuję, że było warto tu przyjechać.

Seweryn w tym czasie rozmawia przy brzegu z młodym człowiekiem, którego światopogląd i dojrzałość zadziwia nad do dziś.

A potem pozostaje tylko wjechać na prom i przepłynąć rzekę Gambia

I jeszcze jakieś 35 kilometrów szutrów i będziemy w Somie... ale o tym następnym razem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz